Wszystko wskazuje, że na wiosnę wystartuję w wyborach do Parlamentu Europejskiego!

31 października 2023

Angelina Kosiek: Jakie to uczucie stać się partią adorowaną przez PiS?

Adam Jarubas: Oczywiście wiemy, że to nie są prawdziwe zaloty, tylko rozpaczliwa próba ratowania swoich wpływów po klęsce wyborczej. PiS miał co najmniej osiem lat, by zachowywać się wobec nas normalnie . Dzisiejsze wypowiedzi ministra Czarnka, że mógłby się zapisać do PSL-u, są po prostu żałosne.

Zaloty może nieszczere, ale czy okażą się skuteczne?

-Absolutnie nie. Nikt z posłów czy kierownictwa PSL-u nie myśli o tym. PiS strukturalnie niszczył nasze państwo. W jednym z wywiadów powiedziałem – cytując Witosa – “Gdzie się zaczyna interes państwa, tam się kończy interes partii”. Mówiąc językiem kolokwialnym, pewnie byśmy więcej ugrali ministerstw, spółek, ale świadomie to odrzucamy. I właśnie to jest zaprzeczeniem krzywdzącego stereotypu, że jesteśmy partią obrotową. Gdyby tak było, dzisiaj byśmy się „obracali” i negocjowali różne fuchy i frukta. W naszym rozumieniu w interesie państwa jest odsunięcie PiS od władzy. Przypomnę, że szliśmy do wyborów z hasłem – Trzecia Droga albo 3 kadencja PiS. Dlatego jesteśmy dziś jednym z filarów koalicji partii opozycyjnych, która za moment przejmie władzę.

W 2018 r. przestał być pan marszałkiem województwa świętokrzyskiego, władzę w sejmiku przejęło PiS. Jak traktowano waszych działaczy zatrudnionych w urzędzie i jednostkach podległych?

-Z bólem serca to obserwowałem. Mamy dwa etapy: 2015 r. PiS przejmuje władzę w kraju, trzy lata później w regionie. Te same techniki. Padało hasło: “Nawet nie jesteśmy pewni, czy jesteś znajomym Jarubasa, ale przyszedłeś do pracy za jego kadencji. Jesteś podejrzany”. To są metody stalinowskie. Pamiętam pierwsze zwolnienie grupowe, 20 osób wyrzuconych własnoręcznie przez panią marszałek Renatę Janik. Wypowiedzenia wręczała z uśmiechem, mówiąc, że teraz jest rynek pracownika. Życzę jej, żeby tak jak wyrzucane z pracy młode matki, samotnie wychowujące dzieci, też stanęła przed takim rynkiem pracownika. PiS zachowywało się fatalnie, dziś dzieje się jakaś dziejowa sprawiedliwość.

Czyli uważa pan, że rozmowy PiS z PSL-em są niemożliwe?

-Absolutnie nikt nie myśli o tym, żeby z nimi rozmawiać. Poza kurtuazyjnym podaniem sobie ręki czy spotkaniem się w terenie. Nie oznacza to, że jesteśmy w stanie razem rządzić. Między nami jest wiele fundamentalnych różnic, choć pewnie łączą nas sprawy światopoglądowe, podejście do wiary, tradycji. Inaczej jednak patrzymy na to, czym jest państwo, jak ważna jest wspólnota. Oni nas skłócili, rozwalili relacje międzyludzkie – to coś karygodnego. My z taką formacją, która rujnuje nas wewnętrznie, defrauduje czy kradnie pieniądze publiczne, nie chcemy mieć nic wspólnego.

TVPiS w ostatnich dniach donosi, jak to bardzo różnicie się z Koalicja Obywatelską i Nową Lewicą.

-Zdecydowanie więcej nas łączy i na pewno nie damy się podzielić, chcę to mocno wyartykułować. Przede wszystkim przed nami wielkie zadanie, naprawa Polski po PiS-ie, odblokowanie pieniędzy europejskich, odbudowa reputacji naszego kraju na świecie.

Mariusz Gosek z Suwerennej Polski dodaje, że opozycję łączy jeszcze jedzenie robaków…

-Ale to jego koledzy, również poseł Patryk Jaki z SP, zagłosował w Parlamencie Europejskim, żeby białko z owadów było dopuszczalne. Straszyli od miesięcy robakami, a kiedy przyszło głosowanie, europosłowie PiS-u byli za tym (śmiech).

To tak jak z uchodźcami…

-Dokładnie. Wśród wielu afer tej władzy na szczególna uwagę zasługuje ta ze świętokrzyskim wątkiem czyli afera wizowa „Wawrzyka”. Obnażyła tę obłudę, że władza PiS co innego mówi a co innego robi. Straszyli migrantami, a sami za kasę ich ściągali.

Mam nadzieję, że zajmą się tym niezależne prokuratura i sądy.

Deklaruje pan, że jako opozycja się dogadacie. A co ze sprawami światopoglądowymi, które was różnią?

-Uważamy, że jeśli w jakiejś kwestii nie ma porozumienia, nie powinno się go forsować na siłę. Tak było w naszej wcześniejszej koalicji z PO. Wydaje mi się, że np.w sprawie aborcji można przeprowadzić zmiany, które pomogą kobietom.

To właśnie dzięki mobilizacji kobiet opozycja będzie mogła przejąć władzę.

-Mamy tego świadomość. Jednym z rozwiązań tej sytuacji jest anulowanie wyroku Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji, przywracające poprzednie przepisy (tzw. kompromis aborcyjny). Można to przeprowadzić czy to ma mocy ustawy ( najprawdopodobniej podpisałby ją A. Duda) , czy anulując wyrok TK, ponieważ orzekali go sędziowie dublerzy. Dla nas obowiązujący przez lata kompromis aborcyjny jest najbardziej do przyjęcia w pierwszym kroku. O ewentualne dalsze zmiany można by zapytać Polaków w referendum. To będą indywidualne decyzje posłów, tak zawsze było w naszym klubie. Nasze stanowisko zresztą nie powinno być dla nikogo tajemnicą, mówiliśmy o tym w kampanii. W liście wspólnych spraw, które wypracowaliśmy z Polską 2050, zapowiadamy te dwa kroki: przywrócenie kompromisu i referendum.

W co pana zdaniem gra prezydent Andrzej Duda?

-Pewnie próbuje jakoś zaznaczyć swoją podmiotowość. Po przegranej PiS-u – bo tak konsekwentnie będę to nazywał – prezydent ma jeszcze prawie 2 lata kadencji. Dla części elektoratu, który na niego zagłosował, pewnie spróbuje się przedstawiać jako strażnik konserwatywnej doktryny. Jednocześnie też pewnie ma ambicję, żeby się odegrać za te lata upokorzeń przez Jarosława Kaczyńskiego. Inaczej nie można odczytać nominacji Marcina Mastalerka. To wyraz próby emancypacji prezydenta, który wybija się na niepodległość, niestety szkoda, że dopiero teraz. Mam nadzieję, że w prezydencie są jakieś resztki myśli państwowej. Chciałbym, żeby mniej było w nim Andrzeja Dudy, który boi się Kaczyńskiego, a więcej prezydenta, który widzi sprawy bezpieczeństwa i pomyślności państwa, który nie zamyka oczu na wynik wyborów. Chciałbym wierzyć, że może go być stać nas zaskoczyć i powierzyć misję tworzenia rządu Tuskowi. Pozwoli to oszczędzić męki premierowi Mateuszowi Morawieckiemu, który jest skazany na niepowodzenie. Powierzenie mu misji będzie wizerunkowym upadkiem.

A może chodzi o to, żeby premiera już całkowicie upokorzyć?

-Kaczyński potrafi upokarzać i robi to z lubością, to jego ulubiony sport. Potem podaje pierścień do pocałowania. Zresztą często awansował tych, którzy zdradzili, a potem się ukorzyli. Dziwię się, że skądinąd majętny i przez to niezależny Morawiecki zgodził się na taką serię upokorzeń. Leciał do Brukseli, a po powrocie od prezesa albo od Zbigniewa Ziobry dowiadywał się, że jest zdrajcą narodowym, jak w przypadku Krajowego Planu Odbudowy. Dlatego liczę, że to Donald Tusk jako pierwszy dostanie misję tworzenia rządu a demokratyczne partie utworzą koalicję naprawy państwa, który przeprowadzi nas przez trudne czasy.

Mówił pan o upokorzeniu. W PiS na wieść o starcie ze Świętokrzyskiego Jarosława Kaczyńskiego liczono na dwanaście mandatów, było ich osiem. Kto zapłaci za upokorzenie prezesa?

-Prezes sam się upokorzył, choć pewnie będzie szukał winnego. Nie wiem, może wypadnie na nieszczęśnika posła Krzysztofa Lipca? Miało być przecież błogosławieństwo, słyszeliśmy o dwunastu mandatach dla PiS a dostali 8. Największym autorem porażki jest Kaczyński, który podzielił Polaków, sankcjonował korupcję i złodziejstwo władzy, pchał PIS na ścianę konfliktu z Unią Europejską, zgotował piekło kobietom. Na szczęście Polacy powiedzieli dość.

Czy wasi ludzie zaczęli już dzielić między sobą stanowiska?

-Nie, ale kiedy spotykałem się z wyborcami, widziałem chęć rozliczeń PiS-u, żeby ludzie, którzy źle się zasłużyli, byli niekompetentni czy skorumpowani, zapłacili za to. Jest oczekiwanie, że ich następcy będą inni. Przed nami wielkie wyzwanie, żeby o to zadbać.

Już krążą opowieści, kto z waszych działaczy będzie prezesem Mesko, a ktoś inny wicewojewodą. Na ile są prawdziwe?

-To są bzdury. Jeśli by tak było powinienem coś wiedzieć na ten temat (śmiech). Jako Trzecia Droga obiecaliśmy, że w spółkach Skarbu Państwa nominacje będą poprzedzone rzetelnymi konkursami. Muszą tam pójść fachowcy, skutki braku fachowości działaczy PiS odczuwamy do tej pory.

Z drugiej strony jako szef partii dobrze pan wie, że jeśli się nie nakarmi” działaczy, szybko się mogą odwrócić.

-Znam naszych działaczy, wiem, że większość z nich z nich działa z pobudek ideowych. Mam nadzieję, że tak dalej będzie.

Wierzy pan w to? Czy tylko tak kurtuazyjnie mówi?

-Pewnie nasi działacze będą w różnych miejscach. Poczekajmy, zwłaszcza że odpowiedzialność podzielona będzie na cztery partie. Pewnie będą oczekiwać, by pojawiły się w tych miejscach osoby z nimi związane, by móc realizować program wyborczy. Kto to będzie? Zadecydują o tym kryteria merytoryczne. O nazwiskach zdecydowanie za wcześnie.

W których wyborach wystartuje pan na wiosnę?

-Wszystko wskazuje na to, że w europejskich.

Odpuszcza pan samorząd?

-Nie, ale w jakimś sensie to samorząd mi kiedyś podziękował. To był najlepszy okres w moim życiu, te dwanaście lat pracy jako marszałka. Starałem się pracować jak najlepiej dla regionu, dziś z woli wyborców pracuję w Parlamencie Europejskim, staram się tam robić jak najwięcej. Chcę kolejny raz zawalczyć o mandat europosła.

Jest szansa na odbicie sejmiku po fatalnych rządach PiS-u?

-Zdecydowanie tak. Najwięcej w tym kierunku zrobił PiS, by kolejne rządy były lepsze. Trudno mi sobie wyobrazić gorsze, oni się bardzo męczą. Nie ma w tym żadnej logiki, żadnej spójności, po prostu trwają. To bardzo źle dla województwa.

W wakacje była szansa odbić sejmik. Niedługo przed sesją jako parta podjęliście uchwałę, w której wskazaliście nazwisko nowego marszałka. Po co?

-Widzieliśmy realność tego scenariusza.

Ale wie pan, jak to zadziałało? Radni, którzy się wahali, stwierdzili, że skoro PSL ma już kandydata na marszałka, oni nie są potrzebni i nie będą was wspierać w głosowaniu.

-Miałem inne informacje. Ci, którzy nie przyszli na sesję, wzięli odpowiedzialność za te złe rządy. I będą się z tym smażyć.

Mówi pan o swoim byłym zastępcy, radnym Grzegorzu Świerczu?

-Pan Grzegorz robił to konsekwentnie, wspierał PiS. Ubolewam nad tym, to nie jest dobra decyzja, nowy zarząd mógł zdecydowanie bardziej efektywnie pracować.

Gdzie pan widzi miejsce dla osób, które złamały pakt senacki, jak Marek Materek czy Katarzyna Suchańska?

-Pewnie będą próbowali realizować swoje ambicje w wyborach samorządowych. Mam nadzieję, że wyciągnęli wnioski, że polityka jest grą drużynową. Wątek karier osobistych jest ważny, ale nie zawsze się to opłaca, mimo zainwestowania często bardzo dużych pieniędzy.

Z Markiem Materkiem miał pan kiedyś bardzo dobre relacje. Jak jest teraz?

-Nasze relacje są poprawne. On podjął decyzję, a ja nie popierałem jego wyborów. Myślę, że odebrał tęgą lekcję ze związków z Agrounią, zresztą brzemienną -zdaje się – pod kątem finansowym. Mam nadzieję, że potrafi wyciągać wnioski. Marzenia pewnie zawsze warto mieć, ale polityka uczy. Dla mnie takim cierpkim doświadczeniem był kiedyś start na prezydenta RP. Liczę, że Marek zobaczy, że więcej można ugrać drużynowo, a przy okazji mocniej określi się po demokratycznej stronie.

Tylko taka była różnica, że pan chyba nie spodziewał się wygrania wyborów prezydenckich. Za to Marek Materek różnym osobom opowiadał, że ma szansę zostać premierem.

-Nie wiem, nie słyszałem tego, docierały tylko do mnie różne plotki na ten temat. Ale jeżeli tak miało być, tym boleśniejszą lekcję dostał.

A co jako opozycja powinniście robić, by nie zaprzepaścić tego poparcia, ponad 11 mln głosów?

-Trzeba mieć dużą pokorę do tych wyników. Badania pokazują, że jako szeroko rozumiana opozycja dużo głosów otrzymaliśmy jako głosy bardziej przeciwko PiS-owi niż głosy za ofertą opozycji. Ludzie byli już tak zmęczeni obecnymi rządami, że szukali osób, na które można zagłosować, żeby tylko  nie na tych z PiS. Musimy mieć świadomość, że nie możemy się pokłócić o bzdury. Warto się spierać o pryncypia, o zasady, na podstawie których będziemy odbudowywać i naprawiać państwo. Dobrze, by było bardziej sprawne niż to, które oddaliśmy PiS w 2015 r. Z tego, że wtedy przegraliśmy, też trzeba wyciągnąć wnioski. Trzeba adresować przekazy do ludzi, którzy zagłosowali na PiS. Osoby, które z różnych powodów głosowały na PiS też powinny się dobrze czuć w Polsce rządzonej przez dotychczasową opozycję. To duże wyzwanie, ale mądra władza powinna je podjąć. Zgodnie z najlepszym arystotelesowskim rozumieniem polityki jako „roztropnej troski o wspólne dobro”.

Będziecie wręczać jak PiS tekturowe czeki?

-Nie wydaje mi się. Kiedy zostałem marszałkiem, przyznam, że na początku mi imponowało przecinanie wstęg, ale potem wyglądało to inaczej. Kiedy otwieraliśmy ronda na drogach wojewódzkich, sadziliśmy drzewa czy rozdawaliśmy jabłka ludziom. Stopniowo rezygnowaliśmy z przecinania wstęg przez 30 osób. Wiem, że to jest wpisane w krajobraz kulturowy Polski lokalnej, a takie wydarzenia uważane są za święto, podczas którego zaprasza się dzieci i księdza proboszcza. Jadąc na uroczystości, byłem zakłopotany, kiedy wołano mnie do tej wstęgi. Zazwyczaj szukałem dziecka, które chciałoby tę wstęgę przeciąć.

A jak było z  czerwonym dywanem?

-To historia z Łopuszna. Teraz łatwiej mi o tym mówić, wtedy wstydziłem się za ówczesną koleżankę [burmistrz Irena Marcisz była działaczką PSL, w ostatnich wyborach startowała do Sejmu z listy PiS – przyp.red.]. Rozwinęła w lesie czerwony dywan, na jakimś prozaicznym przecięciu wstęgi. Powiedziałem, że nie wyjdę z samochodu, dopóki tego nie zwiną. Było mi po prostu wstyd.

Źródło:https://kielce.wyborcza.pl/kielce/7,47262,30356313,adam-jarubas-wszystko-wskazuje-ze-na-wiosne-wystartuje-w-wyborach.html