Uderzyłbym twardą ręką w stół i ogarnął koleżeństwo z zarządu!
9 września 2022Angelina Kosiek: Składy węgla świecą pustkami, a rachunki za prąd czy gaz zapowiadają się kosmiczne. Co by pan zrobił na miejscu rządzących, by uspokoić ten kryzys?
Adam Jarubas: – Przede wszystkim trzeba było przewidzieć następstwa decyzji – skądinąd idącej w dobrym kierunku – o odcięciu rosyjskich dostaw. Kiedy wojna się rozpoczynała, rządzący powinni wysyłać sygnały do spółek o kontraktowaniu dostaw węgla do Polski z innych państw. Bo żeby znacząco zwiększyć wydobycie z polskich kopalń, potrzeba byłoby co najmniej roku. Dziś jest realne widmo, że zabraknie kilka milionów ton węgla w tym sezonie. A jeszcze niedawno sprzedawaliśmy węgiel; ktoś obliczył, że z Polski już w czasie kryzysu wyjechało 3 mln ton.
Jeśli chodzi o transformację energetyczną, przegapiliśmy ostatnich kilka lat. Większy nacisk powinniśmy położyć na odnawialne źródła energii bo to jest tańsza energia. Tymczasem rządzący doprowadzili do zablokowania ustawy wiatrakowej i popsucia ustawy fotowoltaicznej. Na nowe regulacje czeka też rynek biogazu, który mógłby zastąpić gaz sprowadzany z Rosji.
Pan mówi o odnawialnych źródłach energii, a tymczasem Mariusz Gosek z Solidarnej Polski co kilka dni grzmi o “szaleńczej polityce klimatycznej Unii Europejskiej”.
– Pod rządami PiS-u uzależniliśmy się od węgla z Rosji. Polska spala w sezonie 50-60 mln ton, z czego jedna piąta to był import z tego kraju. Powtórzę, trzeba przechodzić na odnawialne źródła energii. Jeśli chodzi o węgiel, dużo kosztuje wydobycie, do tego dochodzi konieczność wykupywania certyfikatów CO2. Koszty emisji rzeczywiście w ostatnich latach wzrosły, ale nie dzieje się to z tego powodu, że ktoś nie lubi Polaków, ale po prostu straciliśmy ostatnie lata, jeśli chodzi o transformację polskiej energetyki. Koszty emisji związane są z wysoką emisyjnością polskiej energetyki. Więcej trujesz – więcej płacisz. Dlatego zmiany są konieczne. Dziś populiści tacy jak pan Gosek obudzili się i to zauważyli. Ostatnie regulacje unijne pozwalają też na wspólne zakupy gazu. Ale po to trzeba budować koalicje z innymi krajami a nie szukać w nich wrogów.
To co pan jako europoseł zrobił, żeby obalić tezy populistów?
– Permanentnie tłumaczę to podczas różnych audycji czy spotkań z ludźmi, mówiąc chociażby o tym, że pieniądze za emisje, które płacą nasze elektrownie czy ciepłownie, nie idą do Brukseli, ale do budżetu naszego państwa. Pytanie, co polski rząd zrobił z 25 mld zł za 2021 rok? Jakie to inwestycje w tańszą, niżej emisyjną energetykę przeprowadzono? Bodaj tylko 15 proc. przeznaczono na ten cel, resztę przejedzono.
W tak trudnych gospodarczo czasach ludzie się jeszcze nabierają na populizm PiS?
– Ludzie lubią dostawać różnego rodzaju plusy, dodatki, które mają pokazać, że ta władza się dzieli. A oni więcej zabierają w postaci podatku inflacyjnego czy ogólnej drożyzny niż dają obywatelom. Tak samo jest z dodatkiem węglowym. Przeciętne gospodarstwo domowe spala 4-5 ton węgla w sezonie. Policzyłem, zapłacą więcej podatku VAT do budżetu niż dostaną tego słynnego dodatku.
To jaki PSL ma pomysł, by odebrać PiS tych wyborców?
– Przede wszystkim rozmawiać z ludźmi i tłumaczyć, że rządy tej formacji zagrażają bezpieczeństwu Polski. Czas dożynkowy przepracowałem uczciwie, będąc na wielu różnych uroczystościach. Oczywiście jest wyczuwalna narracja promowana przez media rządowe. Trafia ona do ludzi na wsi, którzy nie mają alternatywy, jeśli chodzi o dostęp do mediów. Natomiast coraz częściej słyszę takie opinie od wyborców PiS-u, że kiedy podsumowują, ile płacą za żywność, za rachunki to okazuje się, że upada obraz rządu rozwiązującego wszystkie problemy. Ci ludzie najczęściej mówią, że nie będą w ogóle głosować, a jeśli już, to na pewno nie poprą kolejny raz PiS.
A kiedy był pan ostatni raz w Końskich? Grzegorz Schetyna mówił, że to tam się wygrywa wybory.
– Pewnie ze 4 miesiące temu.
I chcecie wygrać wybory?
– Proszę zwrócić uwagę, że jeden europoseł nie objedzie całego terenu – mój okręg obejmuje także 22 powiaty Małopolski, ale wiem, że poseł Czesław Siekierski był tam miesiąc temu. Stamtąd mamy bardzo aktywną radną sejmiku Agatę Binkowską i prężny klub w radzie powiatu.
Ostatnio ukazała się prognoza przed wyborami samorządowymi, z której wynika, że PiS traci władzę w świętokrzyskim sejmiku.
– Ludzie zauważają, że ta władza się zużyła . Pamiętam, jakie pseudoargumenty wysuwali moi adwersarze, jak atakowali mnie, kiedy byłem marszałkiem. Zarzucali mi słabe tempo wykorzystywania środków europejskich, a posłanka Anna Krupka zachęcała, żebym wziął się do roboty. Muszę powiedzieć, że my przynajmniej te pieniądze wykorzystywaliśmy, a co robi rząd PiS? 1,5 mld zł zostało już bezpowrotnie potrącone z naszych dotacji, na skutek głupiego uporu i łamania zasad praworządności. Widzę, że nasza lokalna władza jest nieskuteczna, przegrywamy walkę o fundusze z innymi regionami.
Prognoza zakłada, że PSL zdobędzie dziewięć mandatów. Kto miałby je zdobyć pana zdaniem?
– Będą to dotychczasowi radni, którzy do tej pory z powodzeniem pracowali w terenie, zdobywając mandaty, ale mamy też wiele nowych osób. Jesteśmy jeszcze przed startem prekampanii, dlatego nie chcę zdradzać szczegółów. Będzie sporo nowych, ale znanych już z różnych rodzajów aktywności gospodarczej, społecznej, edukacyjnej ludzi. Nowe, świeże osoby z energią.
Panie pośle, mówi pan jak Marek Materek…
(Śmiech) – Tak? A to przepraszam… Bardzo cenię ludzi z ambicją, czego na pewno nie można odmówić Markowi, natomiast mam nadzieję, że po stronie opozycyjnej będzie refleksja, by działać razem.
Prezydent Starachowic mówi wprost, że wystawi kontrkandydatów prezydentom Skarżyska-Kamiennej, Kielc, chce mieć swoje listy do powiatów, do sejmiku.
– Uważam, że może zostać skarcony za takie podejście. Wystawia już dziś kandydata do Senatu, zanim jeszcze opozycja usiadła do rozmów. Takie zachowanie jest po prostu nierozsądne, ostatnio dzięki zjednoczeniu wygraliśmy wspólnie wybory do Senatu. Zgłaszanie kandydata na rok przed wyborami, bez konsultacji, odbieram jako palenie go. Tu Marek musi sobie odpowiedzieć, czy widzi siebie po stronie opozycyjnej, czy widzi się jako koalicjant PiS. Kiedy rozmawialiśmy kilka miesięcy temu, mówił, że chce wystawić wszędzie listy i swoich kandydatów. Osobiście uważam to za błąd, rozpoczyna kampanię od pokłócenia się ze swoimi sąsiadami, prezydentami innych miast.
W wyborach do sejmiku prawdopodobnie będzie też druga lista, której patronami mają być prezydenci i burmistrzowie innych miast.
– Wydaje mi się, że tworzenie odrębnych bytów po stronie opozycji zmniejszy szanse na pokonanie PiS-u. Koledzy samorządowcy będą musieli sobie odpowiedzieć, jakie są ich priorytety. Zdobycie 2-3 mandatów w sejmiku, ale równocześnie znaczące zmniejszenie szans na wygraną opozycji czy odebranie władzy PiS. Do sejmiku pewnie każda z formacji wystawi osobną listę, ale dokładanie do tego kolejnych komitetów obywatelskich rozdrabnia głosy. Kiedyś komitet W. Lubawskiego przez kilka kadencji zdobywał tylko jeden mandat, podobnie komitet B. Wenty.
Czyli samorządowcy powinni poprosić partie o miejsca na listach dla swoich ludzi?
– Do tej pory bywało już tak, że prezydenci startowali z własnych komitetów, ale osoby z nimi współpracujące były na różnych listach. O ile sobie przypominam, z prezydentem Ostrowca Jarosławem Górczyńskim blisko współpracował radny Grigor Szaginian, ale równocześnie Józek Grabowski z SLD czy Arek Bąk z PSL. Dlatego przed wyborami do sejmiku powinniśmy sobie uświadomić, jakie są reguły gry, jeśli chodzi o komitety obywatelskie i system podziału mandatów. I domówić pewne kwestie między sobą.
Wystartuje pan w wyborach samorządowych?
– Nie podjąłem jeszcze decyzji, chciałbym uczciwie dokończyć kadencję w Parlamencie Europejskim.
Jak pan myśli z perspektywy czasu, dlaczego PiS przejęło władzę w województwie?
– Ludzie pewnie oczekiwali czegoś nowego. Media publiczne skutecznie zniechęcały do nas, na pewno był też element wypalenia w nas samych. Popełnialiśmy błędy. Ludzie to wyczuwali. Ale my jako PSL osiągnęliśmy dość dobry wynik, 25 procent w Świętokrzyskiem. Jako cała opozycja nie uzbieraliśmy wystarczająco dużo głosów. Myślę o Platformie, radnym SLD, który zagłosował za PiS i konsekwentnie pracuje z tą formacją do dzisiaj.
Radny PSL Grzegorz Gałuszka też przeszedł na stronę PiS, nawet dostał miejsce w radzie nadzorczej.
– Ubolewam nad tym i dziwię się Grzegorzowi, że zdecydował się przejść na ciemną stronę mocy, pewnie dzięki zachęcie o charakterze ekonomicznym. Szkoda jego lat pracy w naszym środowisku. Mogę powiedzieć, że ja bym czegoś takiego nie zrobił.
Jaką ocenę po prawie czterech latach rządów wystawiłby pan obecnego marszałkowi Andrzejowi Bętkowskiemu?
– Jest mi niezręcznie odnosić się w ten sposób do pana marszałka, myślę że najlepszą ocenę wystawią mu wyborcy.
Jest pan zadowolony czy zawiedziony tymi rządami?
– Jestem zawiedziony, kompletnie. Pan marszałek zdaje się nie trzymać tej władzy, tam rządzi ten, kto pierwszy wstanie. Po prostu szarpią tym województwem dla swoich interesów, nie ma żadnej spójnej wizji, wewnętrzne konflikty i partyjne komiteciki wyrywają sobie tę władzę.
To co by pan zrobił na miejscu marszałka Bętkowskiego?
– Uderzyłbym twardą ręką w stół i ogarnął koleżeństwo z zarządu. Trochę usprawniłbym urząd, bo w ostatnim czasie zajmuje się on podsłuchiwaniem siebie nawzajem przez system niania (śmiech). To jest po prostu kuriozum, które pokazuje, jacy to są ludzie. Mam nadzieję, że rozsądek wróci do tego ważnego urzędu po najbliższych wyborach. I pożegnamy tę władzę, która trzyma się tylko dzięki temu, że mają jeszcze do zaoferowania jakieś frukta.
A nawet gdyby marszałek uderzył pięścią w stół, myśli pan, że ktoś by się przestraszył w urzędzie?
– Jeśli tego nie robił do tej pory, mogłoby to rzeczywiście wyglądać kuriozalnie. Dziś urząd to suma indywidualności, a nie sprawnie dobrany zespół, który powinien pracować nad strategiami czy programami. To grupa ludzi, którzy dobrze się bawią i chcą się bawić dalej.