Kim jest Władysław Kosiniak-Kamysz, szef PSL, najbardziej kuszony polityk w Polsce? „Ma polityczny OIOM”

12 listopada 2023
Jeszcze niedawno wieszczono, że wyprowadzi sztandar swojej partii. Dziś Władysław Kosiniak-Kamysz, ludowiec w trzecim pokoleniu, ze znanej rodziny porównywanej do klanu Kennedych, stał się głównym rozgrywającym w polityce.
Władysław Kosiniak-Kamysz, lider PSL, to dziś najbardziej wodzony na pokuszenie polityk w Polsce. Według doniesień, gdyby zrobił zwrot w stronę PiS, dostałby tekę premiera, jego partia mogłaby przejąć nawet połowę resortów, a ludowi działacze rozsiąść się na dobrych posadach w państwowych spółkach. Sporo jak na polityka, który w ostatnich wyborach prezydenckich dostał niecałe 2,4 proc. głosów, i formację, która w walkach o parlament w przeszłości cudem prześlizgiwała się przez próg wyborczy.

Kim jest 42-letni Władysław Kosiniak-Kamysz, który teraz stał się głównym rozgrywającym? Pochodzi ze znanego rodu (porównywanego w Krakowie z klanem Kennedych), jest lekarzem, byłym ministrem pracy, a za chwilę – najprawdopodobniej – wicepremierem w rządzie Tuska. Zaraz po wyborach dostało mu się, gdy stwierdził, że spraw światopoglądowych (np. aborcji) nie należy wpisywać do umowy koalicyjnej.

Premier Morawiecki nie skłamał: Mogę być ministrem u Kosiniaka-Kamysza

Ostatnie wybory parlamentarne PiS równocześnie wygrał i przegrał – choć dostał najwięcej głosów, władzę musi oddać, bo nie może utworzyć samodzielnie rządu. Większość ma dotychczasowa opozycja – KO, Lewica i Trzecia Droga, tworzona przez Polskę 2050 Szymona Hołowni i PSL. By utrzymać się u władzy, PiS w desperacji próbuje oderwać od tej koalicji ludowców, uznając, że to najbardziej centrowo – konserwatywny komponent opozycyjnej układanki.

– Mógłbym być ministrem w rządzie Władysława Kosiniaka-Kamysza – przyznał pokornie premier Mateusz Morawiecki, któremu Andrzej Duda powierzył misję tworzenia rządu. Szef PSL odmówił. Nieoficjalnie wiemy, że prezydent kilkakrotnie pytał go, czy to Donald Tusk na pewno jest kandydatem opozycji na premiera.

– Gdyby Władysław Kosiniak-Kamysz miał jedną dziesiątą determinacji Morawieckiego, mógłby w 2020 r. zostać prezydentem, a teraz zostałby premierem – komentował Marcin Mastalerek (szef gabinetu Prezydenta RP) w Polsat News, pointując, że być może szef ludowców zmarnował „życiową szansę”.

Jak Lucky Luke: Okazji nie żal, determinacji brak

Sam Kosiniak-Kamysz nie ma poczucia, że największa polityczna okazja właśnie znika mu sprzed oczu. Gdy miałem 26 lat, Waldemar Pawlak po raz pierwszy zaproponował, żebym został ministrem, odmówiłem wówczas. Wtedy też wszyscy mówili, że taka szansa nie powtórzy się, a pojawiła się ponownie już po 4 latach. Teraz mam 42 lata i trudno mówić, że jestem na końcówce politycznej drogi. Myślę raczej, że wchodzę w jej najlepszy okres, bo mam za sobą sporo doświadczeń – mówi „Wyborczej”.

Władysław Kosiniak-Kamysz
Władysław Kosiniak-Kamysz  Fot. Konrad Kozłowski / Agencja Wyborcza.pl

A co z determinacją? – Myślę, że to nie sprawa determinacji, tylko przyzwoitości – odpowiada.

W rządzie Donalda Tuska lider ludowców ma być wicepremierem i być może ministrem obrony, PSL liczy też na resorty rolnictwa i infrastruktury.

Ostry dyżur. Na politycznym OIOM-ie doktora Kosiniaka-Kamysza

Na taniec wokół Kosiniaka-Kamysza z rozbawieniem patrzy socjolog i komentator polityczny Jarosław Flis: – Został gwiazdą socjometryczną: wszyscy o niego zabiegają, nawet ci, którzy chwilę temu mniej lub bardziej otwarcie trzymali kciuki za jego zejście ze sceny politycznej – komentuje socjolog, przypominając, że PiS w najlepszym razie ignorował PSL, częściej jednak mieszał tę formację z błotem.

Ze strony opozycji szefowi PSL też się dostawało. – Pamiętam okładkę jednego z tygodników z Kosiniakiem-Kamyszem i Hołownią. Podpis brzmiał: tajni współpracownicy PiS. To było nawiązanie do tego, że opierali się presji jednej listy – wskazuje Flis. I dodaje, że to, za co lidera ludowców krytykowano, okazało się jednak drogą do sukcesu. – Pomógł mu świadomy wybór, by nie wpisywać w konflikt dwóch sił politycznych. Kluczowa była też konsekwencja w dążeniu do sojuszu z Hołownią – wskazuje.

To zresztą nie pierwszy sojusz. Do poprzednich wyborów PSL szedł razem z Pawłem Kukizem w ramach Koalicji Polskiej. Pod swe skrzydła brał też polityków z innych ugrupowań. Flis: – Można zażartować, że doktor nauk medycznych Władysław Kosiniak-Kamysz jest specjalistą od politycznego OIOM-u: jak komuś grozi polityczna śmierć, np. konserwatystom z PO, niedobitkom z Unii Wolności czy Kukizowi, on bierze ich pod opiekę.

Opozycja jest gotowa do przejęcia władzy.
Opozycja jest gotowa do przejęcia władzy.  Fot. Dawid Żuchowicz / Agencja Wyborcza.pl

To, że PSL jest dziś obiektem politycznego pożądania, jest zasługą nie tylko tego ugrupowania. Wielu wyborców opozycji głosowało na Trzecią Drogę strategicznie, po to, by nie została pod progiem. Bez tego czynnika lider ludowców być może nie byłby dziś głównym rozgrywającym.

Krakowski klan Kennedych.

Władysław Kosiniak-Kamysz pochodzi z rodziny mocno związanej z polityką, z medycyną, i z PSL. Ojciec obecnego szefa PSL Andrzej Kosiniak-Kamysz był przez kilkanaście lat szefem ludowców w Małopolsce, pełnił też funkcję ministra zdrowia w rządzie Tadeusza Mazowieckiego.

Fot. Michał Łepecki / Agencja Wyborcza.pl

 

Stryj Zenon Kosiniak-Kamysz to były dyplomata (ambasador w Kanadzie, na Słowacji i w Singapurze), też związany z PSL i też z rządową przeszłością – był wiceministrem spraw wewnętrznych i obrony (to właśnie starą sprawę, której celem był stryj Zenon, CBA mogło chcieć wykorzystać, by założyć podsłuch liderowi PSL tuż przed ostatnimi wyborami). Kolejny stryj to Kazimierz Kosiniak-Kamysz – weterynarz, naukowiec, przez dwie kadencje rektor Akademii Rolniczej w Krakowie.

Gdy w tym roku Władysław Kosiniak-Kamysz przemawiał podczas „Witosowych Zaduszek” w Wierzchosławicach, kolebce ruchu ludowego, przyznał: – Przyjeżdżałem tu do Wierzchosławic jako 7-latek.

Jak te wizyty wspomina? – pytamy. – Żyłem nimi. Ojciec mnie tu przywoził. Waldemar Pawlak, który po latach zaproponował mi pracę w rządzie, zna mnie dziecka. Widział, jak rozwijam się w sferze publicznej – odpowiada.

W młodości roznosił ulotki, tworzył młodzieżówkę PSL, pracował przy kampanii Jarosława Kalinowskiego na Prezydenta RP. Zanim skończył trzydziestkę, został krakowskim radnym, rok później ministrem w rządzie PO-PSL. Od 2015 roku jest posłem. Gdy w wieku 34 lat stanął na czele partii, niektórzy krzywili się, że zbyt młody, zbyt miejski i że być może zawdzięcza awans koligacjom rodzinnym. Trzeba jednak przyznać, że partię przejął w najgorszym dla niej momencie – po tym, gdy wybory parlamentarne zakończyły się spektakularną porażką.

– Władysław pochodzi z rodziny związanej z PSL, więc wszedł w tę partię naturalnie, ale proszę zauważyć, jak PSL zmieniło się pod jego kierownictwem. Stało się przecież zupełnie inną formacją, odeszło trochę od „chłopskiego” charakteru, ale to chyba konieczne, skoro na wsiach są teraz raczej przedsiębiorcy rolni niż tacy chłopi jak za czasów Witosa – uważa prezydent Krakowa Jacek Majchrowski.

– Prezesa pamiętam jeszcze jako młodego chłopaka, który prowadził nasze pochody, trzymając w rękach megafon. Ma dużą wiedzę i dobre wykształcenie: najpierw znane i wymagające II LO w Krakowie, potem medycyna i praca w szpitalu, to też ciężki kawałek chleba. Ma też umiejętności, które czasem mnie zaskakiwały – gdy był ministrem pracy, jeździliśmy razem otwierać Orliki w różnych gminach [czasy rządów PO z PSL – przyp. red.] – okazało się, że potrafi dobrze żonglować piłką – wspomina Wojciech Kozak, były wicemarszałek Małopolski.

Ludowcy mówią, że w Kosiniakom zazdroszczą tego, że się nawzajem tak wspierają. Jak Władek występuje gdzieś w Małopolsce, to zawsze są rodzice, siostra, czasem stryj, teraz często żona z córeczkami. – Oni sobie kibicują tak, jak to ma miejsce w Ameryce – w polityce czy na meczach baseballa – mówi nam jeden z działaczy. – Tworzą wzorcową ludową rodzinę – dodaje Wojciech Kozak.

Początki kariery najbardziej rozchwytywanego dziś polityka w Polsce wspomina też Wojciech Szczepanik, działacz PSL, były wicewojewoda. – Poznaliśmy się ponad 20 lat temu podczas tworzenia Forum Młodych Ludowców. Władysław ma zdolność łączenia ludzi. Jego przyjaciele z liceum czy ze studiów stawali się naszymi przyjaciółmi. Wszystkich zapraszał do Bieniaszowic – to miejsce, gdzie jest – używając terminologii ludowej – ojcowizna prezesa. Stoi tam teraz nie tylko domek letniskowy Kosiniaków-Kamyszów, ale przede wszystkim ufundowana przez pradziadków prezesa Figura Najświętszego Serca Pana Jezusa. Tam co roku są duże uroczystości. Wszyscy się spotykają, lokalni mieszkańcy, goście z Krakowa, politycy – wspomina Wojciech Szczepanik. Dodaje, że dziś Władysław jest jedynym prezesem partii w Polsce, do którego może zadzwoni każdy działacz, np. z małej wioski pod Tarnowem. – Jego numer telefonu jest ogólnie dostępny – zachwala Szczepanik.

„Chodź, tygrysie, scena jest twoja”.

Ta „wzorcowa ludowa rodzina” prezesa powiększyła się w ostatnich latach. Przy okazji wyborów prezydenckich w 2020 roku Polska poznała drugą żonę Władysława Kosiniaka-Kamysza, Paulinę. Zasłynęła nie tylko niezależnymi poglądami (zapowiadała, że gdyby została pierwszą damą, nie będzie milczeć i statystować mężowi, lecz „krzyczeć o kobietach, słabszych, niepełnosprawnych”), ale też bardzo dobrym wystąpieniem podczas konwencji wyborczej w Jasionce. Na scenę zaprosiła go wówczas wezwaniem: „Chodź, tygrysie, scena jest twoja” (tak nazywają go ponoć przyjaciele).

Fot. Patryk Ogorzałek / Agencja Wyborcza.pl

 

Paulina Kosiniak-Kamysz, z zawodu stomatolożka, też pochodzi z zaangażowanej społecznie rodziny – jej ojciec jest wójtem gminy Gdów. Po raz pierwszy spotkali się więc na festynie samorządowym, ale związali ze sobą kilka lat później. – Władysław wracał wtedy z podróży zagranicznej i gdy w Warszawie rozbolał go ząb, zadzwonił do mnie i chwilę później wylądował na moim fotelu dentystycznym. I tak to się zaczęło – mówiła nam Paulina Kosiniak-Kamysz. Dziś wychowują dwie córki: Zosię i Różę. A tegoroczne dożynki ludowców, pierwsze ogólnopolskie odbyły się w gminie, w której wójtem jest teść Władysława Kosiniaka-Kamysza.

Zdaniem Wojciecha Szczepanika, ostatnie osiem lat było dla prezesa PSL pod względem politycznym wyjątkowo trudnym okresem. – To człowiek dialogu, a musiał nieustannie znosić hejt: i personalny, i na formację. To go na pewno bolało. PSL był przedstawiany jako coś najgorszego. Mówiono, że ten ruch trzeba wyeliminować z życia publicznego. Niewiele zresztą brakowało – w 2015 roku ledwo przekroczyliśmy próg wyborczy, potem były odejścia posłów, trzeba było ten klub utrzymać. To wszystko wymagało hartu ducha i siły – on jest w końcu trzecim pokoleniem ludowców, czuje odpowiedzialność w stosunku do przodków, taty, dziadka. Poza tym jest posłem z Tarnowa, z tego regionu wywodził się Wincenty Witos, to kolebka ruchu ludowego.

Wojciech Szczepanik uważa, że prezesa PSL, który jest przywiązany do wartości chrześcijańskich, szczególnie bolał nieustanny atak i przekaz prorządowych mediów, że PSL to formacja antyklerykalna. Tych zarzutów była cała lawina, np. że Kosiniak-Kamysz klaskał Jażdżewskiemu, który lżył Kościół (przed wykładem Tuska na UW), że nie odciął się od Strajku Kobiet; że związał się z „postPZPRowską lewicą i Zielonymi”, że nie broni „poniewieranego Kościoła”. Wywody kończyły się zawsze wnioskiem, że ktoś taki na pewno nie znajdzie zrozumienia na tradycyjnej polskiej wsi.

Gromy spadały i spadają na szefa ludowców z obu stron.

Zaraz po zwycięskich dla opozycji wyborach Kosiniak-Kamysz powiedział, że kwestie światopoglądowe nie mogą być przedmiotem umowy koalicyjnej. To spory problem – zarówno Lewica, jak i KO obiecały w kampanii liberalizację prawa aborcyjnego i dopuszczenie aborcji do 12. tygodnia ciąży. Znalazło się to nawet w „100 konkretach KO na pierwsze 100 dni rządów” wraz z deklaracją, że żaden szpital nie będzie mógł odmówić zabiegu aborcji, zasłaniając się klauzulą sumienia. Liderzy Trzeciej Drogi: i Hołownia, i Kosiniak-Kamysz zapowiadają jednak, że w ich partiach w sprawach światopoglądowych nie będzie dyscypliny w głosowaniu. Lider PSL uważa, że trzeba powrócić do kompromisu aborcyjnego z 1993 roku, a w przyszłości poddać kwestie liberalizacji aborcji pod referendum. Nie zgadza się ze stwierdzeniem, że aborcja to procedura medyczna – argumentuje, że to kwestia wolności sumienia i sprawa światopoglądowa. Te wypowiedzi oburzyły środowiska kobiece i bardzo wielu młodych wyborców, zwłaszcza że właśnie dzięki ich mobilizacji frekwencja w wyborach była rekordowa, co przełożyło się na zwycięstwo opozycji.

Osobną kwestią jest to, że w obecnym układzie politycznym, gdy prezydentem jest Andrzej Duda, liberalizacja aborcji nie wydaje się możliwa, bo prezydent i tak zawetuje ustawę w tej sprawie.

Władysław Kosiniak-Kamysz jest natomiast zwolennikiem finansowania in vitro z budżetu państwa. Pytany z kolei o antykoncepcję awaryjną, mówił, że była ona dostępna na receptę podczas rządów PO – PSL.

The Good Doctor. Empatia i „kosiniakowe”

Lider ludowców jest z wykształcenia lekarzem. Studiował w Krakowie w Collegium Medicum UJ, tam też uzyskał stopień doktora. Od lat jego wykonywanym zawodem jest jednak polityk. Do praktyki lekarskiej powracał w sytuacjach nadzwyczajnych – podczas Światowych Dni Młodzieży w Krakowie i w trakcie pandemii COVID. Niektórzy uważają, że zrobił to ze względów promocyjnych, inni opowiadają o jego autentycznym zaangażowaniu. Kraków jest pełen takich opowieści.

– Pamiętam, gdy w pandemii poszedłem sobie zrobić test w budce przed szpitalem w centrum. Podszedł do mnie człowiek w kombinezonie i masce, zwrócił się do mnie po imieniu. Poznałem po głosie, to był Władek – ekscytuje się polityk Lewicy z Krakowa.

Inna opowieść: – Ponad 20 lat temu podczas jednego z pogrzebów mężczyzna dostał zawału. Władek, wówczas bardzo młody chłopak, od razu rzucił się do pomocy i zaczął go reanimować – wspomina Agnieszka Leszczyńska, znajoma szefa Ludowców. – Zawsze był bardzo empatyczny. Pamiętam, gdy byłam w szpitalu z mamą, która przechodziła bardzo poważne badania. Przypadkowo przechodził korytarzem. Tak ciepło i fachowo z mamą porozmawiał, że bardzo ją to podniosło na duchu. Nie zapomnę tego – mówi Agnieszka Leszczyńska.

Wojciech Szczepanik: – Gdy poważnie zachorowałem, zawsze był przy mnie. Nie tylko jako lekarz, ale jako człowiek.

Medycyna to też rodzinna tradycja – ojciec polityka był przez 30 lat dyrektorem szpitala im. Dietla w Krakowie. Jednak podczas pracy w rządzie PO-PSL Władysław Kosiniak-Kamysz nie zajmował się nigdy ministerstwem zdrowia, ale polityką społeczną. – Wiele wprowadzonych wtedy projektów na trwałe zapisało się w polityce społecznej Polski: „kosiniakowe” – najdłuższy urlop macierzyński, kluby seniora czy Karta Dużej Rodziny – wylicza Małgorzata Marcińska, która wówczas pracowała na stanowisku wiceministra. Zaznacza, że Władysław Kosiniak-Kamysz żyje w normalnym świecie, dlatego rozumie potrzeby zwykłych ludzi.

Życie jest jak pudełko czekoladek, nigdy nie wiesz, na co trafisz

Dzisiejszego zabiegania o polityczne względy szefa ludowców nie byłoby, gdyby w 2018 roku nieco inaczej potoczyły się wypadki w krakowskim magistracie. Władysław Kosiniak-Kamysz miał wówczas zostać kandydatem na prezydenta Krakowa z namaszczeniem prezydenta miasta Jacka Majchrowskiego i prawdopodobnie całej opozycyjnej strony (PO nie miała wówczas swego kandydata). Lider PSL miał szansę na wygraną, do sprawy podszedł zresztą bardzo poważnie, o zamiarze kandydowania powiedział nie tylko rodzinie, ale i najbliższym współpracownikom z partii – jako prezydent Krakowa musiałby zrezygnować z kierowania PSL. Plany posypały się, gdy w ostatniej chwili Majchrowski zdecydował, że jeszcze raz powalczy w wyborach prezydenckich.

Niezmienne jest to, że Jacek Majchrowski cały czas chwali Kosiniaka-Kamysza, a w ostatni wieczór wyborczy stwierdził, że to właśnie lider ludowców powinien być premierem rządu opozycji. Dlaczego? – Uważałem, że byłby osobą spajającą to wszystko. Jest rzetelny – jak umawia się na coś, zawsze dotrzymuje słowa. Poza tym jest umiarkowany, nie szczuje na nikogo i zawsze mówi na temat. W kampanii przed wyborami Prezydenta RP był jedynym kandydatem, który wypowiadał się na tematy, za które odpowiada urząd prezydenta – zauważa Majchrowski.

Ruch Odnowy Samorządu Małopolskiego - Władysław Kosiniak-Kamysz i Jacek Majchrowski.
Ruch Odnowy Samorządu Małopolskiego – Władysław Kosiniak-Kamysz i Jacek Majchrowski.  Fot. Jakub Włodek / Agencja Wyborcza.pl

 

Kto wygra? „Nasz koalicjant”

Gdy dziś pytam lidera ludowców, co w jego karierze było najtrudniejszym momentem, wymienia czas, gdy został prezesem PSL. – Straciliśmy wówczas władzę, przeszliśmy do opozycji, niewielu było wówczas chętnych do wzięcia odpowiedzialności za partię i za klub parlamentarny, który był na granicy funkcjonowania. Rozpoczęło się też niszczenie naszych ludzi przez PiS – z dnia na dzień tracili pracę, nawet tacy, którzy nie angażowali się w politykę. Wiele osób mówiło wówczas, że wyprowadzę sztandar. Teraz mogę z satysfakcją powiedzieć, że nic takiego się nie zdarzyło, udało się wzmocnić PSL i jeszcze doprowadziłem do uniewinnienia Witosa z wyroku Procesu Brzeskiego – mówi z satysfakcją Kosiniak-Kamysz.

Czy miał momenty, gdy chciał zrezygnować? – Bywało ciężko, mam dobry zawód, więc różne myśli do głowy przychodziły – ale akurat w przypadku polityków jest tak, że to wyborcy pomagają nam podjąć takie decyzje, dając nam lub nie mandat zaufania – odpowiada.

Ludowcy denerwują się, gdy po raz setny słyszą pytanie, czy teraz na pewno nie zdradzą i nie pójdą w stronę PiS. – A czy my choć w jednym powiecie rządzimy z PiS? To z innych partii ludzie przechodzili. Od nas od 2019 roku nie było żadnych transferów – mówi jeden z sejmikowych radnych. Złości się, gdy słyszy, że partia jest obrotowa. Jarosław Flis uważa, że ta łatka to efekt tego, że PSL jest na środku sceny politycznej, w przeszłości i tworzył rząd z lewicą, i dogadywał  się z prawicą w sejmikach. No i w pamięci wciąż dźwięczy słynne zdanie Waldemara Pawlaka – na pytanie, kto wygra, miał przed laty odpowiedzieć: „Nasz koalicjant”.

Dziś sprawy wydają się przesądzone: Kosiniak-Kamysz powtarza, że nie ma mowy o współpracy z PiS. Co nie znaczy, że PSL wciąż nie jest kuszone.

O tym, że wiatr wieje dziś w żagle PSL, można się było przekonać podczas ostatnich „Zaduszek Witosowych” w Wierzchosławicach. Ludzi przyjechało więcej niż kiedykolwiek wcześniej. Wojciech Kozak wspomina gorzko: – Pewno, że były też gorsze czasy. Pamiętam, gdy w Wierzchosławicach przy grobie Witosa można było w „Zaduszki” swobodnie parasole porozkładać, bo tłumu nie było. W tym roku z cmentarza wróciłem kompletnie przemoknięty, ścisk był taki, że woda spływała z parasoli stojących obok. Było wielu prawdziwych ludowców, ale pewno też tacy, co po prostu poczuli koniunkturę.

https://krakow.wyborcza.pl/krakow/7,44425,30383877,kosiniakowi-kamyszowi-nie-zal-zyciowej-szansy-kim-jest-najbardziej.html